so:text
|
Marks przygotował atak na społeczeństwo burżuazyjne w chwili, w której osiągnęło ono szczytowy punkt swego rozkwitu materialnego. W tym samym roku Gladstone w mowie budżetowej pogratulował swym rodakom ich „zaraźliwego pomnażania bogactwa i potęgi”, którego świadkiem były poprzednie lata, upływające w nastroju rosnącego optymizmu i powszechnego zaufania. W tym świecie Marks jest postacią odizolowaną, zgorzkniałym wrogiem, gotowym na wzór wczesnych chrześcijan czy francuskich enragè odrzucić wszystko, czym ten świat jest i do czego dąży, nazywając jego ideały bezwartościowymi, a jego cnoty grzechami, potępiając jego instytucje tylko za to, że są burżuazyjne, a więc należą do skorumpowanego, tyrańskiego i irracjonalnego społeczeństwa, które musi być unicestwione raz na zawsze. W epoce, która niszczyła swoich wrogów środkami potężnymi, choć działającymi wolno i dyskretnie, zmuszając Carlyle’a i Schopenhauera do ucieczki w odległe cywilizacje lub idealizowaną przeszłość, doprowadzając swego arcywroga Nietzschego do histerii i szaleństwa, Marks pozostał odporny i niezmiennie groźny. Jak starożytny prorok, dopełniający dzieła wyznaczonego mu przez niebiosa, z wewnętrznym spokojem opartym na jasnej i niewzruszonej wierze w harmonijne społeczeństwo przyszłości, objawiał wszystkim znaki rozkładu i ruiny, które widział na każdym kroku. Zdawało mu się, że stary ład wali się powoli przed jego oczami. Zdziałał więcej, niż ktokolwiek dla przyśpieszenia tego procesu, chcąc skrócić finalną agonię poprzedzającą koniec. (pl) |