so:text
|
Matka przełożona była na oddziale z księdzem, więc zaprowadzono mnie tam. Rozmawialiśmy przez chwilę, a potem ona wskazała mi ręką jakieś dziecko leżące w koszyku. „Czy wie pan, ile ono ma lat”, zapytała. Odpowiedziałem, że nie wiem i zapytałem ile. „Szesnaście” – odpowiedziała. „Wygląda na pięć, nieprawdaż? Nigdy się nie zmieni, nigdy. Odrzucili je jednak. Jak mogli go nie zakwalifikować?”, dziwiła się. A ksiądz, który stał obok, przytaknął. „Proszę na nie spojrzeć” – kontynuowała – „Żadnego pożytku z niego nie będzie. Jak mogli odmówić wyzwolenia go od takiego nędznego żywota?” To mną naprawdę wstrząsnęło – oto katolicka siostra, matka przełożona, i ksiądz. I oni uważali to za słuszne. Czy mogłem więc wątpić w racje takiego postępowania? (pl) |