so:text
|
Poznałem go w Kalifornii, kiedy ogłaszałem śmierć literatury radzieckiej. Była pierestrojka, ale ZSRR miał się jeszcze dobrze, na sali siedzieli amerykańscy profesorowie literatury radzieckiej i głośno protestowali przeciwko moim prognozom. Bo gdyby się sprawdziły – straciliby pracę. Głupia sytuacja: przyjechał człowiek ze Związku Radzieckiego i twierdzi, że literatura radziecka umarła, a Amerykanie krzyczą: żyła, żyje i żyć będzie! Na koniec tych przepychanek podszedł do mnie Miłosz i poradził, żebym się nie przejmował. „Oni tu wszyscy są martwi”. To mi zapadło w pamięć. (pl) |