so:text
|
Mieszkaliśmy w małej, zapomnianej wiosce Yesiltepe, niedaleko miasta Malatya w południowo-wschodniej Turcji. Nasz dom to kamienna konstrukcja, wzmacniana błotem i zaprawą, bez podłogi, kanalizacji, bieżącej wody i elektryczności. Rodzice byli analfabetami. Nie mieli pieniędzy. Odziedziczyli biedę po swoich rodzicach, a ja miałem ją odziedziczyć po moich. Przeprowadziliśmy się do Hekimhan. Poszedłem do szkoły. Ponad czterdzieści osób w klasie. Uczyliśmy się o "wielkiej Turcji". Ojciec dostał pracę w kopalni. Znowu musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania, ale tym razem nasze życie miało być prostsze. Pojawiły się pieniądze i szczęście. Do czasu. W kopalni doszło do wypadku. Ojca przewieźli do szpitala w Zonguldak. Zanim zdążyliśmy go odwiedzić, już go tam nie było. Zmarł. to normalne. Na przykład w Pakistanie dzieci wychowują się bez ojców, szybko dorastają, od razu idą do pracy. Mają po sześć, siedem lat i już zarabiają na utrzymanie rodziny. To nie jest Szwecja czy Finlandia, gdzie państwo zapewnia dach nad głową i jeszcze dorzuca pieniądze na jedzenie i edukację. Sprzedawałem wodę na dworcu kolejowym w Malatya. Szklanka za 10 centów. Miałem tylko jedną, ale podróżni z Iraku, Iranu czy Syrii nie brzydzili się pić po sobie. Jak ktoś ma pragnienie, chce je po prostu ugasić. Kiedy skończyłem piętnaście lat, zatrudniłem się jako robotnik. Potrzebowałem więcej pieniędzy. Nosiłem na plecach worki z cementem po 50-60 kilogramów. Nigdy nie marudziłem. Gdybym urodził się w zamożnej rodzinie, poszedłbym do normalnej szkoły, później na studia, wziął ślub, wychowywał dzieci, a dzisiaj pewnie byłbym dziadkiem. Moje życie przypominałoby każde inne: anonimowe i bezbarwne. Ja za to mogłem doświadczyć głodu i cierpienia. Tak jak Jezus Chrystus żyłem wśród biednych i nieszczęśliwych, i tak jak on byłem jednym z nich. (pl) |