so:text
|
Przechodząc, zerknęła na „sadzawkę”. Upchnięta przy krawężniku, gdzie zdarł się asfalt i brakowało kilku płyt chodnikowych, zbierała miejscowe ścieki i dryfujące ku niej odpadki organiczne. Kiedy temperatura rosła, co jakiś czas na ohydnej powierzchni pojawiały się śmierdzące bąble. Vicki nie miała pojęcia, jak głęboka może być sadzawka, która w ciągu pięciu lat ani razu nie wyschła, miała za to teorię – pewnego dnia coś wypełznie z tej pełnej resztek miski pierwotnej zupy i zacznie terroryzować okolicę. Lepiej mieć na nią oko, żeby tego nie przegapić. (pl) |