so:text
|
Chodzi mi po prostu o skupienie się na „absolutnej” czystej teatralności, na tym, co w teatrze nie jest ani naśladowaniem życia – iluzją, ani ilustrowaniem literatury – odtwórczością, ani plastyką, ani… – Słowem – jest to tropienie specyfiki teatru, tej nieokreślonej wartości, którą zdefiniowałbym jako grę w umowność. Grę – nie bez okrucieństwa, przekory, dialektyki przeciwieństw, opacznych uderzeń. Jest to w końcu gra – jak gra szulerów, a nie – jak gry salonowe. Kto jest partnerem, kto wygrywa, kto przegrywa? My sami oczywiście; my sami – to znaczy również i widzowie, bo tutaj zaciera się podział na scenę i widownię. Otóż gra w umowność doprowadzona do ekscesu, do swoich konsekwencji krańcowych, w których staje się właściwie parodią losu ludzkiego, prawdą losu jako „umowności” i losu jako „gry” – byłaby właśnie tą wartością poszukiwaną: „absolutem” teatralności. (pl) |