so:text
|
Cisza w Stanbury była czymś szczególnym. Przypominała dziewiczość. Jakby świat został na zewnątrz za bramami, pełen respektu i wyzbyty natarczywości. Miejsce spokoju i zapomnienia. Brama się zamykała, całe przeszłe zło i wszystkie przyszłe zagrożenia odsuwały się w dal. Oczywiście jednak było to w rzeczywistości wyłącznie pobożne życzenie. Nic bowiem nie było w porządku, nic a nic, a stare mury, zaklęty park i bezkresna samotność służyły tylko przemilczaniu wszystkich dysonansów. Co ja mówię – dysonansów? To nie do końca prawda. Nie chodziło o dysonanse, tylko o najrozmaitsze obrzydlistwa, zło i nieprawości. O brutalność i ohydę. Tak, o to szło. Prawdopodobnie więc ta słynna cisza w Stanbury była jedynie zespołowym przemilczaniem tego, czego nie można byłoby znieść, gdyby chciano stawić temu czoła. Martwota i milczenie. Jak się dobrze zastanowię, to znacznie bardziej te pojęcia niż ciszę wiążę ze wspomnieniem o Stanbury. (pl) |