so:text
|
Wielu intelektualistów i filozofów ubolewa nad językiem i zawartością wypowiedzi Lecha Wałęsy. Spotkanie z ambasadorem ZSRR jesienią 1990 roku, przepowiednie w rodzaju „niedługo Rosjanie materiały rozszczepialne będą przewozili w wózkach dziecięcych”, „sto milionów dla każdego” i wiele innych sprawiają kłopoty wybitnym komentatorom naszej rzeczywistości. Zresztą sam, muszę przyznać, okroiłem pewną wypowiedź Wałęsy w trakcie kampanii wyborczej. Szybko okazało się, niesłusznie. Andrzej Drzycimski zapewne prowadzi pełną dokumentację tych kłopotliwych wypowiedzi i z czasem wyda bardzo interesującą książeczkę. Wykradnę mu jedną tylko perełkę. Są to trzy polityczne spotkania Lecha Wałęsy z ministrem spraw zagranicznych Niemiec, Genscherem. Spotkanie pierwsze. 1990 rok. Kohl, Genscher i Wałęsa. Lech pyta, czy są przygotowani na upadek muru berlińskiego. To pytanie wprawia dostojnych gości w doskonały humor. Mówią, że chcieliby mieć takie kłopoty. Dwa dni później kanclerz Kohl przerywa oficjalną wizytę w Polsce i leci do Berlina, gdzie właśnie mur padł. Spotkanie drugie. Jesień 1990 roku. W trakcie kampanii prezydenckiej. Genscher i Wałęsa. Hotel na Parkowej. Lech pyta Genschera, czy Niemcy są przygotowane na rozpad imperium sowieckiego. Genscher wzdycha z rozmarzeniem, a potem unosi dłoń metr nad podłogę i mówi: „Taka trawa na naszych grobach wyrośnie, zanim to nastąpi.” Spotkanie trzecie. Lato 1992 roku Genscher i prezydent Lech Wałęsa. Belweder. Minister Genscher powoli unosi filiżankę z herbatą do ust. Długo celebruje tę czynność. Potem odstawia filiżankę i z powagą i skupieniem patrzy w twarz Lecha Wałęsy. Wreszcie mówi: „Panie prezydencie, boję się usłyszeć to, co pan za chwilę powie”. (pl) |