so:text
|
W Bełżcu, w gospodzie „Roztocze”, stałem jakiś czas w kolejce do bufetu. Po piwo. Owo wypiwszy, wyszedłem na rynek. Nieopodal przedwojennego Domu Polskiego baby rozłożyły na ziemi krajowy i zagraniczny towar rozmaity. W zgodnym współistnieniu leżą obok siebie rosyjskie socjalistyczne perfumy, adiekałon „Maki” za siedemdziesiąt złotych, i tutka amerykańskiej kapitalistycznej maści na jakieś dolegliwości. Też za siedemdziesiąt złotych. Chłopi sprzedają ogórki po piętnaście złotych kilogram , kalafiory po cztery i pięć złotych sztuka i pomidory. Pomidory marne są. Wyglądają jak resztówka sezonu warzywniczego. Ô, saisons, ô, chateaux, ô, Rimbaud. (pl) |