so:text
|
Dziś po prostu trudno uwierzyć, że światek Połanieckich nie jest satyrą, lecz apologią i drogowskazem. A przecież tak było. „Nie zdarzyło nam się spotkać powieści współczesnej… rozumniejszej, zdrowszej, lepszej, jak Rodzina Połanieckich – pisał ówczesny koryfeusz krytyki, Stanisław Tarnowski. A obdarzył Sienkiewicz burżuazyjną Warszawkę tą ewangelią rozumu, zdrowia i moralności w dziesięć lat po Ogniem i mieczem. Bo wbrew temu, czego się później próbowano w Trylogii doszukać, co może nawet istotnie, niezależnie od intencji autora, znaleziono, była ona pisana dla tychże Połanieckich. Konterfekty rycerskich przodków wielce tu były potrzebne, aby robieniu w perkalikach i spekulacjom giełdowym nadać godność posłannictwa narodowego, w odróżnieniu od takich samych spekulacji i perkalików niemieckich czy żydowskich. Połanieccy istnieją wszędzie, w każdym narodzie, w każdej klasie, w każdym czasie, jako „obszar gnuśności zalany odmętem”. Rozpaczliwa nizina upadku i marazmu zaczyna się tam, gdzie połaniecczyzna przoduje narodowi jako arbiter jego kultury – pojęć i ideałów, wzór cnót obywatelskich i patriotycznej zasługi. W tym specyficznym środowisku trucizną być musi wszelki pogodny optymizm w stylu Sienkiewicza. (pl) |