so:text
|
Była to tym razem kobieta, którą ujrzałem w mieście,
Mówiłem z nią, ona ze mną. Leżałem w łóżku, w ciemnościach. Powiedziano mi w pewnej chwili, że jest ona u mnie. I ujrzałem ją obok mnie, oddała mi się. Zaległa ciemność. Ogarnął mnie wielki niepokój,
Mnie okrywały łachmany, ona należała do wielkiego świata. Należało nakazać jej odejść, co za strapienie!
Posiadłem ją, pozwoliłem jej, prawie nagiej, upaść z łóżka. I, w mojej niewypowiedzianej słabości, spadłem na nią. I wciąż w ciemnościach tarzałem się wraz z nią wśród dywanów. Ogromna lampa w sąsiednim pokoju rozczerwieniła inną. Wtedy kobieta znikła.
Łez wylałem więcej niż Bóg mógłby żądać ich ode mnie. Wyszedłem do miasta, które nie miało granic. O utrudzenie! Czułem się zatopiony w głuchej nocy po ucieczce szczęścia. Była to jak gdyby noc zimowa ze śniegiem, pragnącym zdusić świat na zawsze. (pl) |